Retrospekcje - Błatnia, Klimczok i mordercze spojrzenie Klopsa

Przed Wielkanocą 2010 strasznie napaliłam się na góry. Nie ważne gdzie, nie ważne na jak długo, ważne, żeby pogoda była znośna i samopoczucie dobre. Jadąc do Klopsa na święta opracowałam plan wyprawy z nadzieją, że wszystko wypali i uda mi się zdobyć pierwsze punkty do pierwszego stopnia Górskiej Odznaki Turystycznej. I udało się. W Wielką Sobotę wyruszyliśmy do Brennej żeby wykonać sto procent planu.

Godzinka jazdy Fieścinką, parking w centrum miasteczka i rozpoczęcie wędrówki. Najpierw czarnym szlakiem, który przechodzi w zielony ruszyliśmy żwawo w stronę Błatniej. Po pewnym czasie marsz zmienił się w suniecie po niesamowicie śliskiej, błotnistej glinie. Buty zrobiły mi się dwa razy cięższe od błota, które na nich osiadło. Tak samo było u Klopsa. I tak było prawie do samej góry. Tuż przed Samą Błatnią zainteresowały mnie dwie niewielkie, przydrożne kapliczki. Pierwsza prawdopodobnie ze św. Florianem w środku, druga z Matką Boską. Do tego całkiem ładny widok rozciągający się na Beskidy.

  

Kapliczka św. Floriana i Klops na horyzoncie ;)

  
Widok na Skrzyczne

Przed nami jednak jeszcze ostatni odcinek podejścia.
Najpierw pojawiło się Ranczo, gdzie nawet w tym błocie ktoś brykał na koniku. A później już tylko Schronisko na Błatniej. W środku trochę turystów, sympatyczna obsługa i wnętrze (przynajmniej jadalni, którą dane mi było oglądać) przyjemnie klimatyczne. Przywiodła mi trochę na myśl szczawnicka Czardę.

  
Jadalnia w Schronisku

Pieczątki w książeczki GOT, piwko, sprite czy inne świństwo i dalej w drogę! Nie ukrywam, że Klops kręcił trochę nosem, ale udało mi się go przekonać, żeby przejść z Błatniej na Klimczok. I nie żałuję. Droga nie była najgorsza. Zamiast błota pojawił się śnieg. Klops nawet zapadł się w jakąś przydrożną dziurę i to po samo udo. W sumie szczęście, że mu się nic nie stało.

Żółty szlak prowadził przez Stołów i Trzy Kopce. A Klopś przy każdym większym podejściu patrzył na mnie morderczym wzrokiem, bo jak sam twierdzi lubi chodzić po górach, ale nie koniecznie jak jest pod górę. No, ale po jakiś 2 godzinkach wreszcie zdobyliśmy Klimczok. Nie wiem czemu, ale chyba odkąd poznałam Klopsia chciałam się wdrapać na tę górę. I po jakiś trzech latach się udało.

   
Widok z Klimczoka na Magurę

Ja oczywiście chciałam ruszyć do Schroniska, Klops uznał, że lepiej wracać do Brennej. Zeszliśmy z góry i na skrzyżowaniu szlaków weszliśmy na czerwony, stromo prowadzący w dół. Widok był śliczny.

  
Znowu Skrzyczne

  
I nasza ścieżka w dół...

 Niestety jednak gdzieś w ferworze schodzenia zgubiliśmy szlak i miast na Przełęcz Karkoszczonka wyleźliśmy gdzieś w Szczyrku. Korekta drogi kosztowała nas kolejne podejście i przyznaje, że jakoś w tym momencie zaczęłam czuć stopy. Ostatecznie trafiliśmy na Przełęcz, a stamtąd już żółtym szlakiem prosto do Brennej Bukowej, skąd było jeszcze kawałek do Fieścinki. Ostatnie odcinki dały mi trochę w kość.

Przyznaję jednak, że otwarcie zeszłorocznego sezonu wędrówek uważam za udany. Było cudnie. Po powrocie razem z Klopsem upiekliśmy babkowo-biszkoptowego barana na wielkanocny stół, kruchy spód do mazurka i dwa bochny chleba. A zimne piwo smakowało jak zawsze po górskich wędrówkach – czyli najlepiej na świecie. Dzień był długi zakończony zapachem gorącego chleba i niezwykle przyjemnym łonaczeniem (jak to mówi Pydzia).

Efekt – pierwsze dwadzieścia sześć punktów do odznaki popularnej GOT i bolące pośladki. Ale warto było :)

Punktacja GOT 
Brenna - Błatnia - Klimczok - Brenna, ogólna liczba punktów GOT - 26
Brenna Centrum - Schornisko Błatnia (10 pkt)
Schronisko Błatnia - Klimczok (3 pkt)
Klimczok - Przełęcz Karkoszczonka (4 pkt)
Przełęcz Karkoszczonka - Brenna Bukowa (4 pkt)
Brenna Bukowa - Brenna Centrum (2,25 km* 2 pkt)

Komentarze

  1. Pamiętam, że jak 3 lata temu na Wielkanoc wbrałam się w górki, to brodziłam w śniegu po kolana. Tobie widze pogoda udała się fantastycznie. Też planuję w tym roku zwiedzić Beskid Śląski, bo po tych górach jeszcze nie chodziłam, pomimo, że w tych okolicach mam rodzinę, którą odwiedzam co roku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Beskid jest bardzo przyjemny w obejściu. Całkiem podobny do średnich partii Sudetów. A pogoda faktycznie udana, choć miejscami błocko po kostki, a Klopsowi udało się zaliczyć zaspę prawie po pachwinę. Ale nie narzekam, bo było słonecznie i jak na wczesna wiosnę całkiem ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak na ten miesiąc, to początek sezonu udany. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz