Czarnowna Ślęża nie na majówkę

W tym roku Ślężę zdobyłam po raz drugi w życiu. Może i trochę nudnie, bo drugi raz tą sama trasą, ale mimo to wyprawę, a raczej wyprawkę, zaliczam do udanych. Mimo kwietnie i wczesnowiosennej aury, tłumy i tak były, choć zdecydowanie mniejsze niż w okolicach długiego majowego weekendu (liczne pielgrzymki z Wrocławia, te religijne i te całkiem nie bardzo) i chyba tylko przez te tłumy podzielam nienawiść (a raczej nielubienie) Ślęży przez Floydi.

Wracając jednak do zdobywania Masywu Ślęży, postanowiliśmy przejść najpierw przez Wieżycę i zahaczyć o 15-metrową wieżę Bismarcka. Trasa o tyle nudna, że chyba najbardziej popularna. Rozpoczyna się w Sobótce, my wyruszyliśmy spod stadiony kierując się centralnie na Ślężę. Później przeszliśmy kawałeczek czerwonym szlakiem, by tuż koło kapliczki położonej już w lesie odbić w prawo na szlak znakowany wieżą i prowadzący na wspomnianą Wieżycę. Droga nie była zbyt uciążliwa, szło się przyjemnie, choć miast wiosny wokół nas unosiła się jesienna aura, a to za sprawą zalegających na ścieżkach jesiennych liści.


Wieża Bi-Smarka

Mimo popularności szlaku tłumów nie było. Do samej Wieżycy minęłiśmy kilka nielicznych grupek turystów. Na szczycie też mieliśmy szczęście, a właściwie ja miałam (u Camilosa odezwał się lęk przestrzeni), bo widoczność była przednia i z wieży widokowej ślepia me dostrzegły nawet Śnieżkę i jej karkonoską okolicę.

Po krótkim popasie ruszyliśmy na Ślężę. Najpierw żółtym, niezbyt wymagającym szlakiem, który po pewnym czasie łączy się z czerwonym i już do końca w takiej konfiguracji prowadzi na sam szczyt. Kiedy weszliśmy na szlak czerwony nie było już tak wesoło. Zrobiło się zdecydowanie bardziej stromo i tłocznie. I w sumie taka atmosfera towarzyszyła nam już do samego końca... im bliżej szczytu tym bardziej stromo i tym więcej ludzi. Zaczynam myśleć, że to pewna prawidłowość. Jedną z ciekawszych rzeczy po drodze na szczyt były rzeźby związane z kultem solarny (dzik i panna z rybą)... niestety zamknięte w klatce oraz wały wokół szczytu pochodzące prawdopodobnie z tego samego okresu. A później już tylko Ślęża.


Widoki bardziej jesienne niż wiosenne

Tu wypada wspomnieć o historii Ślęży, a raczej o jej "magicznych" właściwościach. Z początkiem epoki brązu Ślęża stała się miejscem kultu solarnego dla okolicznych plemion. Stąd rzeźby, w tym prehistoryczny symbol Ślęży - niedźwiadek, który znajduje się na szczycie. Stąd też kamienne kręgi, które wyznaczały miejsca związane z kultem, które były układane z odłamków kamieni. Podobno uznawana była nawet za siedzibę Bogów - Śląski Olimp. Jeszcze do XI w. n. e. Ślęża znana była z pogańskich praktyk religijnych - m. in. na jej szczycie odbywało się Święto Kupały (dziś niestety wyparte przez komercyjne Walentynki).


Cięgle tylko pod górę!


Starożytne Wały Kultowe


Kultowe Wały

Wracając jednak do teraźniejszości. Na szczycie tłumek, schronisko PTTK oblegane, na polanie mnóstwo ognisk, czy przenośnych grilli. Co gorsza, z niepokojem zauważyliśmy, że tłumek się zagęszcza. Długo wiec na szczycie nie zabawiliśmy. Małe drugie śniadanko i wyjście po angielsku. Wróciliśmy na czerwony szlak, którym zeszliśmy do samej Sobótki.



Wreszcie szczyt, teraz już tylko z górki!


Schronisko na Ślęży

Komentarze

  1. Ślęża to moje marzenie - chciałabym ją kiedyś zobaczyć!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic trudnego :) Choć uważam, że tłumy na szczycie trochę zaburzają pozytywną ocenę Ślęży.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja zazwyczaj wchodzę na Ślężę od strony Przełęczy Tąpadła. Szlak jest przyjemniejszy, ale ludzi też pełno. Kiedyś, jak wybrałam się tam 1 maja, to nawet nie było gdzie kocyka rozłożyć. W tym roku jednak górka ta nie została przeze mnie zdobyta...

    OdpowiedzUsuń
  4. Od Tompadła nie szłam nigdy, ale słyszałam, ze trasa jest niczego sobie. Kiedyś na pewno wypróbujemy. I fakt... w czasie majówki na Ślęży ludziów jak mrówków.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz