Z wizytą u Kasztelana...

W maju poważnie skręciłam nogę i wszystkie górskie plany poszły się... One poszły, a ja wylądowałam z gipsem, podejrzeniem niestabilności więzozrostu piszczelowo-strzałkowego, obawą wkręcania śrub, rehabilitacją i bolącą kostką w sumie do dziś. Życie. A najlepsze, ze kostkę skręciłam w trekingach na płaskiej drodze - wiadomo, taki rzeczy to tylko mnie. Niemniej jednak nie znaczy to, ze cały rok jak te śmierdzące lenie przesiedzieliśmy na dupach. Tylko jakoś do pisania weny brakowało. Ale nowy rok, nowa werwa - trza ponadrabiać zaległości.



 Dziś zabierzemy Was na Chojnik. Camil zapatrzony w filmiki o historii kasztelana na Zamku od dawna chciał miejsce odwiedzić. I zamiast w Wielkanocną Sobotę Świecić jajka, poświeciliśmy czas na wdrapanie się na Chojnik.

Mimo bardzo wczesnej wiosny, pogoda nam popisała. Słońce prażyło, wiatr niewielki, a i zielono robiło się już poważnie. Dziarskim krokiem ruszyliśmy z Sobieszowa, uprzednio zbierając w miasteczku kesze :) Chojnik zdobywaliśmy najprostszym szlakiem, żeby poczuć przyjemność z pierwszego wyjścia w góry i nie namęczyć się zbytnio. I było przyjemnie. Niezbyt stromo, niezbyt wymagająco i w sumie wcale nie długo. Do tego trasa, którą prowadzi czerwony szlak, jest jednocześnie ścieżką przyrodniczą - czyli jest przyjemne z pożyteczny... fajny marsz edukacyjny.

Na Zamku, jak na Zamku. Wszak ruiny to, więc i za bardzo nie ma się czym podniecać. No chyba, że widokiem, jak kto nie ma problemu z wysokością i wdrapie się na wieżę. Minus tylko taki, że widok ino w mojej głowie zostanie, bo słońce prażyło, na horyzoncie mała mgiełka, czyli pogoda do zdjęć średnia. Coś niby na fotografiach uwiecznione, ale niestety kiepskiej jakości toto. Jednak uroczyście oświadczam, że warto pójść, wejść i podziwiać.

Żeby nie było, że brak choć odrobiny historii miejsca, oto i ona (tekst z oficjalnej strony Zamku Chojnik):
"Istnieją hipotezy, że pierwszym założeniem obronnym na górze Chojnik był gród plemienia Bobrzan. Na pewno w drugiej połowie XIII wieku Bolesław Łysy-Rogatka wzniósł tu dwór myśliwski o cechach obronnych, który pod koniec XIII wieku rozbudował go Bolko I Surowy. Kiedy do władzy w księstwie świdnicko-jaworskim doszedł Bolko II, stworzył potężne mocarstwo, które w czasie swojego panowania umocnił wieloma zamkami. Za jego czasów, prawdopodobnie około 1355 roku, wzniesiono również zamek na Chojniku zastępując wcześniejszy dwór. Na skalistym szczycie opadającym od południa pionową ścianą powstała kamienna twierdza, choć niewielkich rozmiarów to przez swoje położenie niezwykle trudna do zdobycia.
(...) Po śmierci Bolka II wdowa po nim księżna Agnieszka oddała zamek w 1392 roku późniejszemu protoplaście potężnego śląskiego rodu - Gotsche Schoffowi. Zamek pozostał z krótką przerwą w rękach Schaffgotschów do końca swojego istnienia. 
(...) Kiedy w 1634 roku ścięto Jana Ulryka von Schaffgotscha, zamek został skonfiskowany przez cesarza, jednak w 1649 roku zwrócono go poprzednim właścicielom. Nie przenieśli oni tu swojej stałej siedziby. Gdy 31 sierpnia 1675 roku zamek spłonął od uderzenia pioruna nie  podjęto się już odbudowy. Opuszczona warownia popadła w ruinę.
1822 roku utworzono tu odwiedzane chętnie przez turystów-kuracjuszy schronisko, które funkcjonuje do dziś".

Tych samych dróg nie lubimy, dlatego zejście odbyło się szlakiem czarnym. I schodząc nie żałowaliśmy wyboru trasy wejścia. Tu nie ma zmiłuj... stromo, głaz na głazie głazem pogania. Ale pięknie. I widok i sama trasa. Daje w kość - to prawda. Zdecydowanie nie polecam niedzielnym turystom, którzy wychodzą z domu raz na ruski rok. Dla tych czerwona trasa będzie idealną, choć mniej malowniczą. Czarny szlak wymaga przede wszystkim uważności, ale i odrobina kondycji i zaprawy się przyda - szczególnie przy wejściu.


Wypad zdecydowanie udany, ale... no właśnie. Niestety niemiła niespodzianka podwójnej opłaty - bo i za wejście do Karkonoskiego Parku kilka groszy trza wydać, to i wejście na teren ruin darmowy nie jest. Nie mam bladego pojęcia jak z parkingami, bo podróżowaliśmy pociągiem, ale gdzieś obiło mi się o uszy, że lekko nie jest... my zaś na pewno mijaliśmy jakieś płatne obiekty w samym Sobieszowie.

Tak czy siak, Chojnik to takie małe must see or must be w Karkonoszach. Ukryć się nie da.

Punkty GOT (S03) - całość 7 pkt
Sobieszów - Zamek Chojnik - 5 pkt
Zamek Chojnik - Sobieszów - 2 pkt

Komentarze

  1. Lubię ten zamek i jego legendę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja w sumie mam stosunek obojętny. Choć myślę o nim z nostalgią, bo byłam tam pierwszy raz w ramach pierwszej wycieczki z LO.

      Usuń
  2. Wiadomo, że najłatwiej wyłożyć się na prostej drodze... też praktykuję ;).
    Chojnik... dawno nie byłam, oj, bardzo dawno nawet. A to taki przyjemny obiekt do zwiedzania. Też zawsze pchałam się na czarny szlak przynajmniej w jedną stronę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta , mnie się już drugi raz zdarzyło skręcenie na prostej drodze i w płaskich butach. Minus, ze teraz całkiem poważnie. Ale co tam, dam radę.

      Z czarnym szlakiem się nie dziwię, bo malowniczy to on jest :)

      Usuń
  3. Warownia po prostu klasyka. Kto nie był choć raz, niech żałuje, bowiem drugiego takiego zamku w Polsce trudno uświadczyć (nie tylko klimat, historia ale i położenie).

    Pierwsze zdjęcie spowodowało u mnie jednak spory niesmak. A to dlatego, że ostatnie "rewelacyjne" pomysły włodarzy z KPN, małymi kroczkami czynią z Karkonoszy i ich pogórza miejsce strywializowane i zabijające ducha tych gór. Pisałem już o tym wielokrotnie i do tematu nie będę wracał, gdyż znam go nawet od "drugiej strony". Rzecz w tym, że postępująca komercjalizacja wlazła już tam na całego i wszystko wskazuje na to, że pod tym względem niebezpiecznie zbliżyliśmy się do naszych południowych sąsiadów.

    OdpowiedzUsuń
  4. Każdy obiekt jest inny i ma swoją legendę. Natomiast te dolnośląskie mają osobliwe uroki :) Fajny opis :)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystko ma swoje plusy mi minusy. Albo plusy dodatnie i plusy ujemne. Udogodnienia sprawiają większy przepływ turystów, większy przepływ turystów to więcej kasy... a z większej ilości kasy i Ci mniej wymagający turyści czerpią korzyści. Sami nie przepadam za zbytnią industrializacją górskich szlaków, ale staram dostrzegać się w tym pozytywy. Mimo że do dziś z niesmakiem wspominamy spacer ze stadem w Wąwozie Homole. Są jednak dalej szlaki, na których ludzi jak na lekarstwo i ludzkiej ingerencji też niewiele - i takie staramy się wybierać. Czasem jednak trzeba zobaczyć coś oczywistego i popularnego... a tam na pewno będzie więcej cywilizacji ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz