Oj w tym roku się dzieje. I dobrze! Wróciliśmy na szlak, co w kontekście bloga oznacza powrót do żywych. Wiele wskazuje na to, że wśród tych żywych zostaniemy. Już bowiem nie wędrujemy po turystycznym szlaku we dwójkę, ale znaleźliśmy niewielką grupę pozytywnie zakręconych wariatów. Do tego łączymy przyjemne z przyjemnym i jeszcze przyjemniejszym. Wędrówka w tak szalonym towarzystwie genialnie odrestaurowuje i odpręża, do tego dobre jedzenie zapijane wesołym trunkiem. Czy trzeba czegoś więcej? Nam nie! No może więcej weekendów, podczas których można spotkać nas na szlaku. A na pewno się zorientujecie, że mijacie właśnie nas, jesteśmy głośni, jesteśmy śmieszni, a na ognisku (o ile oczywiście można je zrobić) pojawia się zdecydowanie wyższy level niż pospolita kiełba.
Ten rok zaczęliśmy od Borowej. Tym razem na szlak (żółty) weszliśmy do strony wałbrzyskiego Podgórza. Najpierw wśród drzew podeszliśmy niezbyt stromą ścieżką do Przełęczy Koziej, następnie dalej (już po płaskim) do Przełęczy pod Borową. Tu zamiast wejść na szlak czerwony i zacząć wspinać się na szczyt, postanowiliśmy dalej obchodzić górę, by zdobyć ją od strony drogi technicznej, którą dostarczano elementy wieży (!), a która jednocześnie jest ścieżką przyrodniczą. I dobrze się stało, bo dzięki temu podejście było czystą przyjemnością (brak pionowych stoków robi swoje).
Niezbyt zmęczeni osiągnęliśmy szczyt i ... tak na Borowej stanęła wieża widokowa. Kilka lat temu narzekałam, że wszystko super, że wymagająco, że nic tego nie rekompensuje. Okej, jest gdzie zrobić ognisko, czy napić się piwa, ale widoków żadnych. Głównie, przez wysokie drzewa. Teraz nie ma takie problemu. Widoki z wieży są całkiem miłe do oka (Wałbrzych wygląda jak ten podziwiany z Wołowca). Do tego sama konstrukcja swą nie oczywistością też robi wrażenie (dobrze, że odchodzi się od typowych metalowych wież, takich jak np. na Kalenicy). I widoki zdecydowanie wpłynęły na popularność Borowej. Kilka lat temu, kiedy zdobywaliśmy najwyższy szczyt gór Wałbrzyskich wespół z Krecikiem, na szlaku nie spotkaliśmy nikogo, NIKOGO! Teraz turystów sporo. Na szczycie kilka grup przy ogniskach. Na szczęście nie jest tak strasznie ciasno, żeby nie można było zasiąść w swoim towarzystwie, odpocząć się i pośmiać. No może przy okazji zrobić małą wiochę, ale przynajmniej słowo finka nabrało dla nas nowego kolorytu i na jego dźwięk u każdego z ekipy wykwita piękny uśmiech na mordce.
Punktacja GOT:
PKP Wałbrzych Główny - Borowa - 5 pkt
Borowa - PKP Wałbrzych Główny - 3 pkt
PS. Zdjęć mało, bo zupełnie nie były robione z blogowym przeznaczeniem w głowie. Gdzieś przy kolejnych wycieczkach trochę się to zmienia.
PS2. Zdjęcia upubliczniam za zgoda autorki, naszej wycieczkowej super kronikarki Uli Ka (dziękujemy z głębi serca i bolących od śmiechu trzewi)
Starzy blogerzy odżyli! Welcome back! 😉
OdpowiedzUsuńOdżyli.Trochę zmieniłam priorytety i dobrze mi z tym. Miło nam Cię czytać 😊
UsuńTo super że jest Was więcej. W tamtych stronach mnie jeszcze nie było a szkoda. Piękny wpis.
OdpowiedzUsuńZapraszamy! Z wieżami jest na co popatrzeć, a i szlaki wcale znowu nie tak pełne.
Usuń