Pandemiczna pizza w malowniczych ruinach Rogowca

To nie była nasza pierwsza wycieczka w czasie szalejącej pandemii i rządowych obostrzeń. Pierwsza jednak jeśli chodzi o nieprzemierzone z ekipą trasy (na przełomie kwietnia i maja powtórnie zdobyliśmy Dzikowiec Wielki). Padło na spokojny spacer w okolicach Andrzejówki i drugi śniadanie w ruinach Zamku Rogowiec z pięknym widokiem na Wałbrzych Główny.

                               

Ruszyliśmy spod Andrzejówki, pod którą mimo w miarę wczesnej godziny były już tłumy. Na szczęście większość uderzała na szlaki, w kierunku Waligóry, a nas nogi niosły w przeciwną stronę. Szybko się zorganizowaliśmy i weszliśmy na czerwony szlak, który zaprowadził nas na prosto do Skalnej Bramy tuż u podnóży Rogowca. Trasę znałam tylko ja i Kamil, dla reszty było to przyjemne novum. Szło się lekko, bez dużych zmian wysokości (to jednak nie Waligóra, czy Bukowiec) i to całkiem szerokim traktem. Co jednak dla nas najważniejsze (i to nie z uwagi na koronki) było całkiem pusto, ot kilku turystów.

Gładko dotarliśmy do Skalnej Bramy, gdzie po szybkiej sesji fotograficznej zmieniliśmy szlak na żółty, by wspiąć się na szczyt uwieczniony ruinami warowni. Na Rogowcu ludzi już sporo, większość zjawiała się od strony Łomnicy. Zasiedliśmy jednak w tych przyjemnych okolicznościach przyrody i zaczęło się wypakowywanie zabranego ze sobą jadła. Padło na suchy prowiant, ale wcale to nie oznaczało, że było biednie. Ula z Marcinem mieli ze sobą pizzę, Basia jeszcze po drodze uraczyła nas pannukakku (czyli fińskim pieczonym naleśnikiem - poważnie pysznym), a my mieliśmy ze sobą domowe bułeczki i deskę serów, z których największa furorę zrobił śmierdziuch od Baby Jagły 

Po posiłku przyszedł czas na tradycyjne zdjęcie pod szczytowa tablicą i droga powrotna na parking przy Andrzejówce. Żeby nie było nudno poprowadziłam wycieczkę niebieskim szlakiem przez Jeleniec - bo przecież jak można trochę trasę urozmaicić to czemuż by nie. Niestety podejście w mojej pamięci zapisało się jako łagodniejsze. Było więc dużo narzekania i niestety lekka zadyszka. Tak czy siak wszyscy daliśmy radę i szczytowaliśmy z uśmiechami na pyskach. 

Później już było tak samo. Czerwony szlak i przyjemny powrót pod Andrzejówkę. Nie rozpieszczała nas tylko pogoda, zssyłajac czasem słońce czasem deszcz. Przed dojściem do celu, widząc jednak te dzikie tłumy pod schroniskiem (trudno byłoby między zaparkowane auta wcisnąć choćby źdźbło trawy) postanowiliśmy trochę posiedzieć na polanie jedynie z widokiem na Przełęcz Trzech Dolin. 

Komentarze